Etykiety

piątek, 14 października 2016

Kapitan Sowa na tropie czyli moje przygody na Komendzie...

Problem z handlem jest taki że bierzesz towar i powinieneś za niego zapłacić. Okoliczność niezbyt dla wszystkich naturalna i zrozumiała.
Oczywiście można by mieć pretensje do Fenicjan; po cholerę wymyślili pieniądze, w końcu o wiele prostszy byłby handel wymienny.
Powstaje jednak problem, jak to wymyślnie nazywam „zapotrzebowania konsumpcyjnego” czyli proste „czy mnie na to stać” A jeśli nie stać a chcę? No to mogę ukraść. I przez takie pojęcie „handlu” dzisiejszy dzień miałam bardziej niż popieprzony....
Rytuał. Zaburzono mój rytuał codzienności. A to boli. Głównie mnie.
Wyjaśniam: wbrew pozorom i historii jestem maniakalnie uporządkowana. Każdy dzień ( roboczy, bo ja mam wolne to idę na żywioł...) wygląda tak samo: konkretna godzina pobudki, od godziny do godziny – czas wolny dla siebie, o konkretnej godzinie kawa, przygotowanie do pracy i wyjazdu w ściśle określonej kolejności, chirurgiczna precyzja dojazdu do pracy. Nawet papierosa zapalam w konkretnym momencie. Wszystko wyliczone, przetestowane i przestrzegane. Trochę przerażające ale dzięki temu niczego nie zapomnę, zdążę i dotrę.
Ale nie zawsze.
Wezwanie na policję było dla mnie wieeeeelką niespodzianką. Kradzieże sklepowe były, są i będą. I właśnie z tego paragrafu dostałam powiastkę do cyrkułu. Ale żeby co inteligentniejsi łacha nie darli : JAKO ŚWIADEK poszłam!!! W samo południe. Jak w mordę dał szlag trafił cały plan dnia!!
Ale że z organami lepiej po dobroci, stawiłam się nie dość że punktualnie to z kwadransem w zapasie.
Cała impreza składania zeznań nie była dla mnie obca. Już kiedyś dostałam wezwanie do sądu, jeszcze za czasów poprzedniego pracodawcy ( powód ten sam...) To śmignęłam do Wrocławia ( bo tam mi się kazano stawić) Pani Sędzina łaskawie zdziwiona że chciało mi się taki kawał jechać na zwykłe przesłuchanie popatrzyła na mnie dziwnie, gdy odpowiedziałam, że „a co mi tam, do fryzjera przyjechałam...” Przecież obiecywałam , że prawdę i tylko prawdę....

Dzisiaj nie było aż tak dystyngowanie. Nie sędzia ale dwóch poniekąd miłych panów też dawało radę :)
Zaczęło się oczywiście niewinnie. Na pytanie czy byłam karana, Martusia oświadczyła:

  • Nie! Moje kontakty z wymiarem sprawiedliwości staram się ograniczać do kontaktów ściśle prywatnych i intymnych.

Panowie zastrzygli uszami i od razu atmosfera zrobiła się mniej formalna.
Potem obejrzałam sobie pięć odcinków serialu kryminalnego, który zwrotami akcji to nawet Moda na sukces i M jak Mdłości razem wzięte przewyższają. No Oskara to główny aktor nie dostanie ( najwyżej w zawiasach...) Montażysta tez się nie popisał. Całe szczęście że krótkie to było.
W sumie w całkiem miłej komitywie spędziłam 1,5 godziny. Nie wiele wniosłam do śledztwa ale no cóż : nikt normalny nie powinien wymagać od znudzonej kasjerki, która szczerze nie znosi swojej roboty żeby spamiętała gęby wszystkich klientów, których obsługuje. Ale odniosłam wrażenie, że panowie dwaj tak za bardzo nie liczyli że będzie inaczej...Co najwyżej dowiedzieli się o pracy kasjerki więcej niż mogli chcieć.
Skoro nie usłyszeli ode mnie nic wiążącego ani przełomowego doszli do wniosku, że wystarczy tego dobrego i ogłosili koniec przygody. Nie poddałam się jednak łatwo.

  • Panowie!! Skujcie mnie!!! No tak mi się do roboty nie chce iść!!

Rozchichrali się, wzięli numer telefonu i przegnali.
I to ma być „pomagają i chronią”???? Nieużyte społecznie gadziny!! Chronić mnie nie muszą ale mogliby chociaż pomóc...