Problem z handlem jest
taki że bierzesz towar i powinieneś za niego zapłacić.
Okoliczność niezbyt dla wszystkich naturalna i zrozumiała.
Oczywiście można by mieć
pretensje do Fenicjan; po cholerę wymyślili pieniądze, w końcu o
wiele prostszy byłby handel wymienny.
Powstaje jednak problem,
jak to wymyślnie nazywam „zapotrzebowania konsumpcyjnego” czyli
proste „czy mnie na to stać” A jeśli nie stać a chcę? No to
mogę ukraść. I przez takie pojęcie „handlu” dzisiejszy dzień
miałam bardziej niż popieprzony....
Rytuał. Zaburzono mój
rytuał codzienności. A to boli. Głównie mnie.
Wyjaśniam: wbrew pozorom
i historii jestem maniakalnie uporządkowana. Każdy dzień (
roboczy, bo ja mam wolne to idę na żywioł...) wygląda tak samo:
konkretna godzina pobudki, od godziny do godziny – czas wolny dla
siebie, o konkretnej godzinie kawa, przygotowanie do pracy i wyjazdu
w ściśle określonej kolejności, chirurgiczna precyzja dojazdu do
pracy. Nawet papierosa zapalam w konkretnym momencie. Wszystko
wyliczone, przetestowane i przestrzegane. Trochę przerażające ale
dzięki temu niczego nie zapomnę, zdążę i dotrę.
Ale nie zawsze.
Wezwanie na policję było
dla mnie wieeeeelką niespodzianką. Kradzieże sklepowe były, są i
będą. I właśnie z tego paragrafu dostałam powiastkę do cyrkułu.
Ale żeby co inteligentniejsi łacha nie darli : JAKO ŚWIADEK
poszłam!!! W samo południe. Jak w mordę dał szlag trafił cały
plan dnia!!
Ale że z organami lepiej
po dobroci, stawiłam się nie dość że punktualnie to z kwadransem
w zapasie.
Cała impreza składania
zeznań nie była dla mnie obca. Już kiedyś dostałam wezwanie do
sądu, jeszcze za czasów poprzedniego pracodawcy ( powód ten
sam...) To śmignęłam do Wrocławia ( bo tam mi się kazano stawić)
Pani Sędzina łaskawie zdziwiona że chciało mi się taki kawał
jechać na zwykłe przesłuchanie popatrzyła na mnie dziwnie, gdy
odpowiedziałam, że „a co mi tam, do fryzjera przyjechałam...”
Przecież obiecywałam , że prawdę i tylko prawdę....
Dzisiaj nie było aż tak
dystyngowanie. Nie sędzia ale dwóch poniekąd miłych panów też
dawało radę :)
Zaczęło się oczywiście
niewinnie. Na pytanie czy byłam karana, Martusia oświadczyła:
- Nie! Moje kontakty z wymiarem sprawiedliwości staram się ograniczać do kontaktów ściśle prywatnych i intymnych.
Panowie zastrzygli uszami
i od razu atmosfera zrobiła się mniej formalna.
Potem obejrzałam sobie
pięć odcinków serialu kryminalnego, który zwrotami akcji to nawet
Moda na sukces i M jak Mdłości razem wzięte przewyższają. No
Oskara to główny aktor nie dostanie ( najwyżej w zawiasach...)
Montażysta tez się nie popisał. Całe szczęście że krótkie to
było.
W sumie w całkiem miłej
komitywie spędziłam 1,5 godziny. Nie wiele wniosłam do śledztwa
ale no cóż : nikt normalny nie powinien wymagać od znudzonej
kasjerki, która szczerze nie znosi swojej roboty żeby spamiętała
gęby wszystkich klientów, których obsługuje. Ale odniosłam
wrażenie, że panowie dwaj tak za bardzo nie liczyli że będzie
inaczej...Co najwyżej dowiedzieli się o pracy kasjerki więcej niż
mogli chcieć.
Skoro nie usłyszeli ode
mnie nic wiążącego ani przełomowego doszli do wniosku, że
wystarczy tego dobrego i ogłosili koniec przygody. Nie poddałam się
jednak łatwo.
- Panowie!! Skujcie mnie!!! No tak mi się do roboty nie chce iść!!
Rozchichrali się, wzięli
numer telefonu i przegnali.
I to ma być „pomagają
i chronią”???? Nieużyte społecznie gadziny!! Chronić mnie nie
muszą ale mogliby chociaż pomóc...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz