Etykiety

poniedziałek, 6 marca 2017

Żartujesz??? czyli mały przyczynek do nazewnictwa ulic...

Żeby było jasne.
Nie mam nic przeciwko nazewnictwu ulic w miastach, wsiach czy lasach. A co mi tam. Jak autochtoni chcą mieszkać przy ulicy Kuzniecowa to proszę bardzo ( i tak nie będą wiedzieć kto to jest/był...) Chociaż jak bliżej się zastanowić to jest kilku, niekoniecznie martwych, potencjalnych patronów ulic, których osobiście i prywatnie bym nie zdzierżyła we własnym meldunku.
Ale nie o tym...
Mrozy się rozwijają. I rozrastają. Krzaki, które pamiętam z dzieciństwa zamieniły się w las ( dopóki jakiś debil go nie wytnie...) Ścieżynki "na skróty" którymi chodziłam do szkoły, zamieniły się w ulice. Nie koniecznie wyasfaltowane i z chodnikiem ale ulice. 
Bo mają nazwy. 
Ba! Nawet pojawiły się całkiem estetyczne w światłach reflektorów słupki z tablicami! A co!? Kultura w krzakach ma być!
Po wyczerpaniu standardowych zestawów nazewniczych, czyli Mickiewiczów, Prusów i Trzecich Majów na szczęście nasi włodarze zaczęli bazować w tej dziedzinie na nazwach neutralnych, spokojnych i pasujących do okoliczności.
Jest ulica Tartaczna - bo kiedyś był tartak ( nie wiem czy nadal działa...) Jest ulica Okrężna - w **uja wielkie rondo, Jest ulica Licealna, bo nie wiem jakim cudem biegnie przy liceum...
Nie za bardzo łapię skąd się wzięła Graniczna ale za to Nadrzeczna jest dla mnie jasna. Chociaż ten ciek wodny wzdłuż którego podobno biegnie to rzeką bym nie nazwała - nawet po pijaku...
Sosnowa biegnie przez las...o masz! sosnowy. A przy ulicy Tulipanowej mieszka ogrodnik od wieków hodujący tulipany - ot taki zupełnie nie spodziewany zbieg okoliczności...
Ostatnio wracając z pracy ( w nocy ) zauważyłam odblask w lesie, po drodze do domu. W sumie zadupie i chaszcze ale okazało się, że ten blask to bije od nowej tablicy. 
UROCZA. 
Ulica UROCZA.
Nawet ładnie. Ale czy słusznie? No akurat ja mam lekkie obiekcje, pamiętając w jakie bagno zmienia się ta droga po najmniejszym nawet deszczu. I te wywrotki piachu na zakręcie - sama radość jak rozpędzonym rowerem wjebiesz się w miałki piach ( przynajmniej miękkie lądowanie ale to mała pociecha...) No i to na tej ulicy w ubiegłym roku rozwijałam umiejętność baletu wodnego wykorzystując dostępne akweny czyli wyrąbałam się po ciemku w kałuży.
Ale ktoś myślał, myślał i wymyślał ulicę Uroczą. Dla mnie i tak zostanie Perez-street ale to już materiał na inną opowieść. Tak leśny dukt z domem - sztuk jeden, transformatorem - sztuk jeden, mrowiskiem - sztuk dwieście pięćdziesiąt cztery został ulicą UROCZĄ.
Ale przypomniała mi się jeszcze jedna ulica. 
WESOŁA.
Pierwszy raz zobaczyłam ją latem. Tuż po wielkich deszczach. Osiedle dopiero powstawało. Domki jednorodzinne dopiero się budowały a sama ulica nie miała chodnika, asfaltu. Była po prostu żwirówką rozjeżdżoną przez ciężarówki z pobliskich budów.
Aż się zatrzymałam. I z psychopatyczną przyjemnością patrzyłam na gigantyczną kałużę, staw można by powiedzieć na wjeździe na osiedle. Duuuuża była, oj duża. Spokojnie mogła służyć do urządzenia regat jachtów pełnomorskich. Ktoś mógłby się nawet pokusić o założenie linii promowej.
Nie wiem czy głęboka była bo jak raz żaden peryskop się nie pokazał.
I najlepsze było że centralnie nad morzem mrozowskim wisiała tabliczka z napisem ULICA WESOŁA. Tak klimatycznie odbijała się w lustrze wody...

Podziwiałam przez kilka minut ten widoczek rodzajowy ale w końcu mi się znudziło. 
Z komentarzem:

" Noż kurwa bardzo wesoło..." 

wsiadłam na rower i pokorblowałam tam gdzie mnie akurat niosło.

Takie to przemyślenia i wspomnienia skojarzeniowe po zobaczeniu ulicy Uroczej. 
Nie chcecie wiedzieć co mi się przypomina jak widzę rabarbar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz