Etykiety

czwartek, 7 lipca 2016

Ja i footbol czyli zupełnie mnie to nie rusza...


Każdy ma prawo do jakiegoś hobby. 
Nawet jeśli inni nie za bardzo mogą to zaakceptować. Dlatego nie krytykuję wszelkich pasjonatów/fanów/wielbicieli piłki nożnej. A na zdrowie. I nie ważne czy są to wariaci, którzy z upodobaniem kopią się po piszczelach z kumplami czy też są to wielkoekranowi piłkarze kanapowi z piwskiem i chipsami w garści.
Zasadniczo mi piłka nożna w życiu prawie nie przeszkadza. Włosy mi siwieją i bez udziału gorączki rozgrywek ligowych, ustawek klubowych czy wreszcie szał EURO czy innego wielkiego turnieju.
Co najwyżej mogę przyszaleć i wzruszyć ramionami.

Historycznie będzie.
Nie powiem jakim zaskoczeniem było dla mnie na przykład zainteresowanie meczami pana P. A myślałam że go na tyle znam. A jednak.
Traf chciał, że byliśmy na urlopie nad morzem. Właściwie nad Zatoką Gdańską. 
Traf chciał, że były mistrzostwa Europy. 
Trochę mnie irytowały wieczory nad morzem spędzane samotnie, bo przecież pan i władca siedzi i ogląda meczyk. Szlag trafił nadzieje na wieczorne ekscesy na wydmach. I wszelakie inne tego typu rozrywki jakich można się spodziewać: młodzi...lato...sami...
I nic.
Frustracja i niezadowolenie z rozwoju wypadków osiągnęło swoje apogeum podczas meczu finałowego. Grały Niemcy i Francja.
Ja – istota nie mająca zielonego pojęcia o piłce, meczach, drużynach i rzutach rożnych ale doskonale zorientowana jak mogę go wkurwić i zemścić się za zrujnowane życie erotyczne – po krótkiej kłótni w temacie aktywności nocnej, pozwoliłam sobie na frywolną uwagę:
  • No i po co to oglądasz??? Przecież i tak Niemcy wygrają....
I odwróciłam się do ściany.
Słyszałam tylko jak pan P. zgrzyta zębami.

Rano. No cóż...
Rano okazało się że pan P ma potężnego focha. Dlaczego?
Niemcy wygrali.

Był rok 1996.


Okoliczności się zmieniły ale powiem szczerze : lepiej nie pytać mnie o wynik, bo się okaże że potem nic nie będzie takie samo :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz