Etykiety

czwartek, 19 maja 2016

19 maja

Chyba odkryłam tajemnicę kolei.
Od 15 roku życia korzystam z usług pkp. Jeszcze za czasów gdy po szynach pomykały składy z siedzeniami ze szponek. Drzwi otwierało się na „życzenie” czyli ręcznie gdy był upał i stało w przeciągu lub siedziało na schodkach. Dopełnieniem full opcja klima były zwały śniegu i zamarznięte drzwi zimą. A większość okien działała w trybie otwarte lub zamknięte na amen, bez rozróżnienia pory roku. I bilety! Sztywne kartoniki z dziurką w środku, którymi swobodnie można było skrobać szron z szyb!
Potem były straszliwe siedzenia z czerwonej plexi. I zadziwiająco wysoki odsetek spalonych jednostek – szczególnie zimą. Bo czerwone ławki nie koniecznie korespondowały z grzejnikami i o ile nie paliły tyłków to paliły się same z siebie.
Nadeszła nowoczesność. I pojawiły się kolorowe, wąskie i twarde siedzenia, klimatyzacja, nieśmierdzące kible i monitoring.
Ba! Nawet tory i trakcja przeszły metamorfozę. Bez funduszy unijnych oczywiście do dziś pewnie szponki wpijałyby mi się w tyłek ale cóż co unia dała to słupów z gardła nie wyrwie...
Po kilku latach pamiętnej mordęgi dojazdów w czasie modernizacji kolej transterespolska zupełnie zmieniła się w jednakowe żółto-niebieskie stacje ale wobec takiej nowoczesności „w domu i zagrodzie” nie miało już znaczenia. Pamiętam słowa mojego wrocławskiego przyjaciela, który kiedyś przyjechał ze mną do stolicy ( były MTK i do centrali, więc służbowo- żeby nie było niedomówień...) i nadziwić się nie mógł jak się nam nie mylą te stacje bo wszystkie kropka w kropkę jednakowe :)
Jedno przez lata pozostało bez zmian: niedopasowane do warunków transportu ceny biletów. Szczególnie te miesięczne. Wydawał człowiek poważną część swoich pierwszych dochodów a pociągi w szponkach, zimne i spóźniające się notorycznie czy lato czy zima. Jakoś to się nie chciało za cholerę dopasować...Człowiek klął i wściekał się, pianę tłoczył z pyska ale płacił. Bo nie było innej/lepszej alternatywy.
Teraz wiem na co szła kasa z moich biletów.
Dzisiaj to odkryłam.
Nad wyraz niechętnie korbluję do roboty. Mijam podstację. Chociaż nie wiem czy dobrze określiłam: może to rozdzielnia jakaś albo inny budynek całej tej kolejowej infrastruktury – od wieków potocznie nazywano to „podstacją” i niech tak zostanie. 
A tam właśnie trwają wiosenne porządki. Widok tym bardziej niezwykły, bo od dłuższego czasu, gdy automatyzacja wyręczyła ludzi, obsługa człowiecza zniknęła stamtąd dokumentnie. Wszystko zarosło, zakrzaczyło i zdziczało. 
Dzisiaj akurat szpaler robotników z kosiarkami ( albo wykaszarkami – cholera ich tam wie co to za urządzenia...) niczym stado upierdliwie brzęczących szkodników opanowało okolicę podstacji.

I o mało nie spadłam z roweru w momencie gdy uzmysłowiłam sobie co widzę! Dwóch gości kosiło zielsko na DACHU!!! 
No to jest rozwiązanie zagadki drożejących biletów: stworzone przez pkp OGRODY SEMIRAMIDY!!! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz