Chyba
odkryłam tajemnicę kolei.
Od
15 roku życia korzystam z usług pkp. Jeszcze za czasów gdy po
szynach pomykały składy z siedzeniami ze szponek. Drzwi otwierało
się na „życzenie” czyli ręcznie gdy był upał i stało w
przeciągu lub siedziało na schodkach. Dopełnieniem full opcja
klima były zwały śniegu i zamarznięte drzwi zimą. A większość
okien działała w trybie otwarte lub zamknięte na amen, bez
rozróżnienia pory roku. I bilety! Sztywne kartoniki z dziurką w
środku, którymi swobodnie można było skrobać szron z szyb!
Potem
były straszliwe siedzenia z czerwonej plexi. I zadziwiająco wysoki
odsetek spalonych jednostek – szczególnie zimą. Bo czerwone ławki
nie koniecznie korespondowały z grzejnikami i o ile nie paliły
tyłków to paliły się same z siebie.
Nadeszła
nowoczesność. I pojawiły się kolorowe, wąskie i twarde
siedzenia, klimatyzacja, nieśmierdzące kible i monitoring.
Ba!
Nawet tory i trakcja przeszły metamorfozę. Bez funduszy unijnych
oczywiście do dziś pewnie szponki wpijałyby mi się w tyłek ale
cóż co unia dała to słupów z gardła nie wyrwie...
Po
kilku latach pamiętnej mordęgi dojazdów w czasie modernizacji
kolej transterespolska zupełnie zmieniła się w jednakowe
żółto-niebieskie stacje ale wobec takiej nowoczesności „w domu
i zagrodzie” nie miało już znaczenia. Pamiętam słowa mojego
wrocławskiego przyjaciela, który kiedyś przyjechał ze mną do
stolicy ( były MTK i do centrali, więc służbowo- żeby nie było
niedomówień...) i nadziwić się nie mógł jak się nam nie mylą
te stacje bo wszystkie kropka w kropkę jednakowe :)
Jedno
przez lata pozostało bez zmian: niedopasowane do warunków
transportu ceny biletów. Szczególnie te miesięczne. Wydawał
człowiek poważną część swoich pierwszych dochodów a pociągi w
szponkach, zimne i spóźniające się notorycznie czy lato czy zima.
Jakoś to się nie chciało za cholerę dopasować...Człowiek klął
i wściekał się, pianę tłoczył z pyska ale płacił. Bo nie było
innej/lepszej alternatywy.
Teraz
wiem na co szła kasa z moich biletów.
Dzisiaj
to odkryłam.
Nad
wyraz niechętnie korbluję do roboty. Mijam podstację. Chociaż nie
wiem czy dobrze określiłam: może to rozdzielnia jakaś albo inny
budynek całej tej kolejowej infrastruktury – od wieków potocznie
nazywano to „podstacją” i niech tak zostanie.
A tam właśnie
trwają wiosenne porządki. Widok tym bardziej niezwykły, bo od
dłuższego czasu, gdy automatyzacja wyręczyła ludzi, obsługa
człowiecza zniknęła stamtąd dokumentnie. Wszystko zarosło,
zakrzaczyło i zdziczało.
Dzisiaj akurat szpaler robotników z
kosiarkami ( albo wykaszarkami – cholera ich tam wie co to za
urządzenia...) niczym stado upierdliwie brzęczących szkodników
opanowało okolicę podstacji.
I
o mało nie spadłam z roweru w momencie gdy uzmysłowiłam sobie co
widzę! Dwóch gości kosiło zielsko na DACHU!!!
No to jest
rozwiązanie zagadki drożejących biletów: stworzone przez pkp
OGRODY SEMIRAMIDY!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz