Etykiety

wtorek, 17 maja 2016

O trudzie tworzenia czyli odłóż na bok bejsbola będzie czytanka...

Szantaż emocjonalny to dobry początek. Szczególnie jak nasyła się na mnie małżonki, które przez przypadek lubię ( nie za często spotykane zjawisko...) Później naturalną koleją rzeczy możemy przejść do gróźb karalnych. Może to zadziała ale nie obiecuję.
O wiele skuteczniejsze jest uruchomienie mojej wyobraźni konceptualnej. Pokierowanie moim trzecim okiem tak żebym plastycznie zobaczyła przyszłość – o to już jest coś! Bo jak wyobrażę sobie, że mój jeden z drugim wierni kibice zniecierpliwieni brakiem łaski od bóstwa mogą zrzucić maski. I wziąć do ręki kije bejsbolowe. Bo z kibiców zamienią się w kiboli...
I następuje bardzo plastyczna i malownicza wizja bolesnej, gwałtownej śmierci pod ciosami zniecierpliwionych bejsboli. I fantazja ta budzić zaczyna pewien dyskomfort. O tak. Sugestywne naciski na wyobraźnię działają.
Tak więc po wielu dniach przerwy od pisania, zostałam zmotywowana do kontynuowania zapisków psychopaty.
Tak do końca nie chciało mi się siadać do klawiatury – w ogóle. Harmonogram urlopowy całkiem zajęty miałam „nicnierobieniem”. Coś prostego, rozrywkowego a nie koniecznie wymagające jakiejkolwiek aktywności mózgowej. Jak urlop to urlop do cholery!!!
Stadko kurczątek pod opieką. Nowe w drodze i kradzione kurze-samobijczyni. Już zapomniałam z młodych lat gotowania jajek, szukania zdatnego zielska, siekania zieleniny ( okazuje się że pokrzywy NIE PARZĄ dopiero po założeniu drugiej pary rękawiczek...), karmienia co 2 godziny i dogrzewania maluszków. Żeby jak najwięcej przetrwało. Do tego pies z adhd, dorosłe kury, ogród w porywach i cztery kozy. Trochę zajęć było.
Kiedy wieczorem siadałam do komputera było już koło północy.
Dlaczego? Bo co wieczór trzeba jeszcze obrządzić dwa koty. Przychodzili oboje koło 22. Trzeba było nakarmić, napoić i pozbawić kontrabandy – kleszczy. Potem przemyć i opatrzyć wszystkie rany i zmasakrowane uszy – szczególnie Antka. Może nie wywietrzały mu spacery do „koleżanek” i napierdalanie się z „kolegami” ale przynajmniej wraca do domu na noc. Oczywiście potem jeszcze księciunio życzył sobie utulenia do snu. Dopóki nie powiedział „Śpię – nie przeszkadzaj...” była już północ.
I dziwić się że nie miałam ochoty pisać.
Dzisiaj.
Koty zlazły się do domu wcześniej, utulony Antoś już chrapie a ja po kompleksowych pracach rewitalizacyjnych - tajemnica mojej wiecznie młodej facjaty... ( może kiedyś o tym napiszę ale trochę to niebezpieczne...jest dwóch żyjących – chybaaaa... - świadków tych zabiegów: idiota z Mińska i niestabilny psychicznie policjant z Wrocławia, więc siłą rzeczy może to trochę ryzykowne) mam na tyle energii żeby coś tam nastukać.

Smacznego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz