Horror.
Powrót
z urlopu to zawsze bolesna historia.
Nikomu
co pracuje zawodowo nie muszę tłumaczyć. Rozwydrzysz się po
wolnym tygodniu/dwutygodniu ( niepotrzebne skreślić...) i idąc z
poniedziałku do roboty modlisz się, żeby ktoś się zlitował i
cię zastrzelił, żeby tylko nie wracać.
Oczywiście
nie zawsze – wiem że takie przypadki się zdarzają. Przecież nie
zawsze urlop należy do udanych: a to dzieci za bardzo wlazły za
skórę i jeszcze jeden dzień a nie będzie komu zostawić kredytów
w spadku, a to mamusia/teściowa za bardzo zalazła za skórę i
jeszcze dzień a odziedziczysz kolejne kredyty...I może być tak
wiele innych katastrof rodzinnych/towarzyskich, że dziękujesz Bogu
że wracasz do pracy...
Z
poniedziałku, pierwsze minuty po tygodniu luzu i ląduję na
monopolu. Naturalna kolej rzeczy. Z jednej strony mi i tak jest
„rybka” gdzie wyląduję ( robota dobra jak każda inna...)A z
drugiej strony? Inne panie nie koniecznie akceptują pracę na
monopolu i jest to dla nich poniekąd „zesłanie” i dopust
boży...więc tym chętniej gardłują żeby kto inny wdychał
opary...
Już
od początku wiedziałam, że nie będzie normalnie.
Po
pierwsze: podejrzanie zadowolona mina dyra...Tylko mnie zobaczył
rozjarzył się na twarzy i tak szeroko uśmiechnął, że pomyślałam
( jakże nieroztropnie...) że się ucieszył na mój widok (
straszne!) No pewnie, że się ucieszył. Kolejne dwie kasjerki na
zwolnieniu...
Po
drugie: radosne okrzyki i szczątki czerwonego dywany od
wejścia...Kwiaty? Sierotki? Orkiestra? Ale może witali kogoś
innego, w końcu podróżujących szarż w Kauschwitzu więcej niż w
dupie drzazgów...
Po
trzecie: dwuznaczne uwagi mojej szefówki.
Na
początku nie złapałam. Ale nie minęła połowa dniówki a już
wiedziałam o co chodziło.
Obsługuję
klienta ( kojarzę pysk, więc z rasy stałych, udomowionych...)
Akurat jak brałam od niego pieniądze pioruńsko zaswędział mnie
przegub. Mimo woli przejechałam pazurami. A pan-klient radośnie:
- Alergia na pieniądze? Jest pani chyba jedyną kobietą na świecie, która jest uczulona na pieniądze!!Podeślę do pani moją żonę. Może się zarazi!!!
- Marne szanse. W moim wypadku to raczej typowa u dorosłych alergia z „przesytu”. Mam za dużo pieniędzy i dlatego organizm już się na nie uczulił; bo co za dużo to niezdrowo. Ciekawe czy podciągnąć się to da pod chorobę zawodową?( Co ja będę debilowi tłumaczyć że upierdolił mnie komar???)
Pan
rozczarowany okrutnie wziął resztę i poszedł won.
A
ja usłyszałam znajomy odgłos rozkosznego kwiku. No tak. Ten gość,
co ma za żonę krowę...
Z
szerokim uśmiechem na pysku, zdolnym reklamować usługi
najbliższego ortodonty, z radosnym kwikiem rzucił się za ladę i
dalej brać mnie w objęcia!!!
- Jakże za panią tęskniłem!!!
Skamieniałam.
Nie na słowa wariata. Na czyny.
Dygresja
będzie. No nieuchronnie idzie ku starości. Kiedyś gdy ktoś chciał
mnie dotknąć ( o objęciu nie wspomnę ) dostawał po ryju. Młoda
byłam, nie tolerowałam energicznie naruszania mojej przestrzeni
powietrznej. Skutkowało zazwyczaj upokarzającym zbieraniem się z
podłogi, kilkoma szwami, kpinami kumpli, „że baba go
znokautowała” a czasem wyrazami uznania dla prawego sierpowego lub
podziękowań pań za pacyfikację lepkorękiego... Jak się ma
dwadzieścia-trzydzieści lat to człowiek nie zawsze panuje nad
odruchami....
Na
starość mi przeszło. Teraz kamienieję i czekam na rozwój
wypadków ( no cóż...może akurat …) A jeśli wcześniej
wspomniany „rozwój wypadków” nie spełnia moich oczekiwań
dopiero wtedy walę w pysk.
- Jakże za panią tęskniłem!!! Skargę na panią złożyłem! Że nie przychodzi pani do pracy!!!
- No tak...niehumanitarnie poszłam na urlop...
- Ja rozumiem: 1 maj – zamknięte było to jeszcze szło bez pani wytrzymać. Trzeciego było ciężko. Ale żeby cały tydzień?? Żeby mi to było OSTATNI raz.
- Przeraża mnie pan.
Pan
prychnął, kwiknął i zaświergotał.
Cmoknął
mnie w policzek (!!!!!)
- Nie miałem z kim się śmiać. Moja żona nie ma poczucia humoru....
Thorze
ratuj!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz