Etykiety

piątek, 29 kwietnia 2016

29 kwietnia

Gdy dziś wieczorem, wracając z roboty szłam sobie przez las zastanawiałam się o czym napisać pod dzisiejszą datą. Niby dzień jak co dzień ale nie chciałam wspominać nieprzerwanej rzeki ludzi, którzy opróżniali półki w sklepie i własne portfele bo zbliża się wojna/koniec świata ( niepotrzebne skreślić) a kilka paczek czipsów i misiów-gumisiów miałoby im zapewnić przetrwanie na wiele setek lat w piwnicy... 
Bo tak wyglądał mój dzień.
Ale gdy owiało mnie nocne, zimne powietrze i otrzeźwiło mnie po trybie automatycznym, w którym byłam przez 8 godzin, pomyślałam że może dla odmiany mała wpominka? Właściwie czemu nie.
Akurat dzisiaj wieczorem ten pan o sobie przypomniał. To jeden z „rezydentów” - bywalców codziennych. 
Naiwnym byłby ktoś kto zakłada, że na przerwach, w palarni czy w socjalnym NIE obgadujemy klientów. No pewnie że TAK – aż się kurzy!! Traf chciał, że przed moją bezpośrednią „konfrontacją” z tym klientem ktoś mi nie dość go pokazał, to jeszcze opowiadał o jego popisowym numerze.
Spotkanie „na szczycie” nastąpiło na warzywniaku ( akurat to były te czasy...) Pan podchodzi do mnie i pyta:
  • Co ma pani dobrego???
A Martusia natychmiast zaskoczyła mentalnie i rąbnęła  bezpośrednio prawym sierpowym:
  • Mogę mieć dla pana dobre ogórki bo na dobre SERCE niech pan nie liczy...
Pan kwiknął zaskoczony.
  • Donieśli już???
No.
Kilka razy powtórzył się ten sam scenariusz – tylko jarzyny się zmieniały. W końcu za którymś razem pan nie wytrzymał i zapytał dlaczego nie mam dobrego serca...
  • To proste. Aż tak kłamać nie umiem.
Pan od tej pory za każdym razem wita mnie kłaniając się niemal w pas a mniej więcej raz w tygodniu, upewniwszy się że nikt nie słyszy ( cóż za takt!) nazywa mnie „złą kobietą”
Tak jak dzisiaj.
No tylko wziąść i wyć do … gwiazd, bo ktoś zajebał księżyc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz