No
dzisiaj wkurwiłam się nieziemsko.
Rano
tata się pyta czy robiłam coś z swoimi roślinkami ( rozsadnik
stał sobie na stole w szklarni)
Zaskoczył
mnie, bo wczoraj przed pracą tylko podlałam i okryłam towarzystwo
namiocikiem z foli, bo wiedziałam że wieczorem będzie zimno.
No
bo w rozsadniku tylko dziury.
Jak
to dziury????
Poleciałam
na dwór, do szklarni.
Faktycznie.
W rozsadniku nie ma ani jednej siewki. Nawet śladu. Tylko 5 czy 6
malutkie dołeczki wykopane przez małe pazurzaste łapki. Jakaś
wredna, oby ją pokręciło, potworna istota bez sumienia zeżarła
siewki. Wszystkie co do jednej. Krew mnie zalała! A tak się
napaliłam na te malwy!No żesz kurwa!
Czym
prędzej zabezpieczyłam pojemnik i ulokowałam u siebie na
parapecie. Może gdzieś głębiej zostały jakieś nasionka, które
nie zdążyły wykiełkować? Może te które zostały a były za
słabe żeby wzejść w szklarni, w domowym zaciszu i cieple jakoś
dadzą radę? Łudzę się. Nie poddaję.
Żeby
było weselej to cholerne COŚ wpierdoliło, ze smakiem zapewne,
wszystko co było w pojemnikach obok. Chyba pomidorki tam się
zaczynały i też zginęły. Nie ruszyło szczypiorku, nie tknęło
buszu truskawek ale malwy wciągnęło...
Żesz
w mordę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz