Dopadła
mnie przeszłość.
Nie
że przeszłość- przeszłość ale przeszłość jako taka (
przeszłość-przeszłość wie że co jak co ale prawy sierpowy
wyprowadzam po mistrzowsku i mogę w/w „przeszłości” wywalić
kolejną jedynkę...)
Przeszłość
jako taka mnie dopadła i to dwukrotnie.
Najpierw
kilka dni temu dzwoni dawno niewidziany kolega i pyta jakim cudem
jeszcze żyję.
Nie
muszę chyba dodawać że niezmiernie mnie zdziwił ( i oburzył!!)
takim dictum...MOI? Jakim? Cudem? Żyję?
Kiedyś
już wspominałam. Przeżyłam potop i asteroidę. Dinozaury
wykończyła a mnie miała też? To taki może był plan...Nie udało
się. Zobaczyłam Stonehenge zanim zostało ruiną i zeszyty do
szkoły z ratuszem Poznania na okładce – i byle kamień...? Żart.
Jakim
cudem ja jeszcze żyję? Bo widział mnie na peronie w MM w blasku
dnia i dziwi go że nie spopieliło mnie słońce...
No
faktycznie. Miałam 3 dni pierwszych zmian i mogło być dziwnym
widzieć mnie za dnia :) I dla osoby, która kiedyś znała mnie na
co dzień pod mianem „ciotka-samo-zło” wydawać się mogło
dziwnym że na podobieństwo wampirów słońce nie zamieniło mnie w
kupkę kurzu...
Naiwności
młodzieńcza...po czterdziestce powracasz ze zdwojoną siłą...
No a potem to sakramentalne „Przepraszam czy pani nie pracowała
przypadkiem...taka znajoma twarz...no to było tyyyle lat
temu...”czyli atak przeszłości z bańki.
Ja wiem że nie mam pyska libańskiego pasterza wielbłądów, więc
łatwo mnie zapamiętać – szczególnie że akurat TAM czyli na
Brackiej to ja się minimalnie wyróżniałam. Ale mylenie mnie z
inną pracownicą TC to maleńki nietakt.
Nie
jestem aż tak wielka ( duża ale bez przesady).
Nie
mam ani tym bardziej nie noszę kanarkowo-musztardowej garsony (
garsonka to za mało...) w kwiatki ( prędzej glany lub ramoneski
można się po mnie spodziewać...)
Ale
z drugiej strony...Zagadkowy pan musiał się nieźle wysilić z
pamięcią. Moja „bliźniaczka” pracowała na samym początku
Brackiej i nie popracowała długo. Ale była charakterystyczna.
Uzgodniwszy
nieporozumienie i odkrywszy kto-jest-kto pan uradowany że nie ma aż
takiej sklerozy ( w końcu przynajmniej czaso-przestrzeń się
zgadzała, co z tego że osoba nie...) oddalił się pozostawiwszy
mnie w niesmaku.
Nie
pamiętam skąd się wzięła „ciotka-samo-zło”.
Ktoś
rzucił.
Ktoś
podchwycił.
I
zostało.
Było
nas dwie starsze od innych babki – może dlatego „ciotka”. A że
dla rozróżnienia dla jednej „dobrej” ta druga musiała być tą
„złą”? Zapewne mój wiecznie radosny optymizm ( wszyscy
zginiemy...) , serdeczność dla ludzkości ( ale głupi ci
Rzymianie...) i bezgraniczna empatia dla drugiego człowieka ( „Czy
twoja opowieść ma wzbudzić we mnie współczucie dla ciebie? Tak.
Nie działa...) stoją za tym że przypadła mi rola tej ciekawszej
ciotki :)
Nie
powiem – mi pasowało.
I
mam się dobrze.
W
poniedziałek po wolnym weekendzie czyli niechętnie poszłam do
pracy zwyczajowo na 2 zmianę. Powrót o 23 to klasyk tej zmiany.
Jak
zwykle jadę swoim maseratti i dziwi mnie jedno: mijam kolejne
latarnie a te gasną.
Przypadek?
Awaria?
Dokładnie
w tej samej chwili gdy je mijam?
Nie
wiem jak inni ale ja tam nie wierzę w przypadek. Niczym kwintesencja
ciemności zabieram światło i życie. Nawet tak liche jak światło
i życie ulicznych latarni. I jestem z siebie dumna!
Kilka
minut później kolejne zjawiska udowodniły mi że nie wyszłam z
wprawy.
Idę
sobie pod górkę. Pcham rowerro. Po podwórku które mijam latają 3
psy. Oczywiście na mój widok zaczynają ujadać. Cholera. Mi tu
czaszka pęka, walcząc z hrabiowską chorobą ( łeb mnie napierdala
nie migrena...) a te durne pchlarze drą pyski. Zniechęcona i zła
głosem pełnym słodyczy, pieszczoty i ociekającym boczkiem
rzuciłam pod ich adresem :
- Och, zamknijcie ryje!!
Wszystkie
trzy psy jak jeden mąż płynnie przeszły z trybu „szczekanie do
usranej śmierci” do „skowyt zbliżającej się śmierci” a w
chwilę potem aplikacja „wycie nad trupem” została odpalona
zdalnie...
Przystanęłam
na chwilę i posłuchałam tych pieśni na moją cześć ( dodatkowym
elementem było walka o charkoczące odzyskanie oddechu...) I nie
ukrywam że uczczona właściwie pojechałam do domu.
Jaki
morał z tej opowiastki: jeśli widzisz w oddali dym i łunę pożaru,
słyszysz z oddali wycie psów i syren pomyśl że dla mnie to tęcza
i śpiew skowronków....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz