Podwójna geneza tematu.
Primo.
Niezbyt ambitny , prosty , przyjemny
film z Keanu Reevesem The Replacements ( Sezon Rezerwowych po
naszemu...) Szału nie ma, obejrzeć się da ale na długo w głowie
nie zostanie. Chyba że...no właśnie :) Jest tam jedna scena warta
uwagi. Mecz futbolu amerykańskiego i fragment rozmowy komentatorów
sportowych. W skrócie:
Nie strzelaj gola jeśli nie
potrafisz przyjąć gratulacji
Polecam obejrzeć ten film, można się
ubawić.
Secundo.
Stand up Abelarda Gizy o kelnerze w
białych spodniach.
Powiedzonko z filmu zostało mi w
głowie głównie ze względu na komiczną scenę ale nie omieszkałam
przerobić je według własnego uznania. Wyszła z tego niezła
mantra:
NIE ZADAWAJ PYTAŃ JEŚLI NIE JESTEŚ
GOTÓW USŁYSZEĆ ODPOWIEDZI …
Motto bardzo zdradliwe i niebezpieczne,
szczególnie przy mojej bezpośredniości, wywołało rumieniec na
twarzy 25-ciolatka ale nikt nie kazał mu pytać się mnie o udawany
orgazm ( no dobra, oboje nie byliśmy do końca trzeźwi ale znając
mnie już trochę powinien odgryźć sobie język za wczasu...)
Zyskałam sobie opinię wyrachowanej
suki gdy ktoś zapytał mnie co bym zrobiła, gdybym dowiedziała się
o związku między moimi pracownikami ( moje doświadczenia w tej
materii nie pozostawiły najlepszego zdania o współpracy z
małżeństwami/parami...) Zyskałam przydomek „mein furer” gdy
stwierdziłam, że „zastanowię się które jest mi bardziej
potrzebne a drugie wywalę...” Prosto, prawdziwie i realnie.
Oczywiście nie zawsze pytający
doceniał szczerość i prawdę, o błyskotliwym poczuciu humoru nie
wspomnę, zszokowany lub zaskoczony, czasami zażenowany...Ale to
moja wina , że „ale ja tego nie chciałem/chciałam słyszeć!!!”
??? To po jaką cholerę pytasz????Pewnie za rzadko słyszymy prawdę
i dlatego szokuje...
Oczywiście że czasami zadajemy głupie
pytania chociażby dla zgrywu, w żartach czy tak dla podtrzymania
rozmowy. Tak czy inaczej to ryzykowne zajęcie.
Szczególnie dla pewnego typu klientów.
Mężczyzn grubo po 40-tce z manierą
„jaki to ja lowelas jestem”, taki typ słomianego podrywacza, co
spuszczony z żoninej smyczy do sklepu, po marchewki, wykorzystuje
chwilę wolności i usiłuje kokietować ekspedientki czy kasjerki. A
co my biedne ofiary tych bawolich „zalotów” mamy robić...
Udawać, że nie łapiemy tematu? Że bierzemy na poważnie? Że nie
czujemy jak świerzbią nas plecy od rosnących anielskich skrzydeł
pasujących do anielskiej cierpliwości dla idiotów? Głupoty jakie
wtedy się słyszy wołają o pomstę do nieba; człowiek zastanawia
się czy na pewno należymy do tego samego gatunku...
Zdarzają się, oj zdarzają. Zawsze
współczuję młodym dziewczynom – one są bardziej narażone na
tych idiotów. Tyle dobrego że mnie jako już z lekka „przechodzoną”
omijają ale nie wszyscy...
Ale przyznaję, że wtedy nie żałuję sobie...
Dzień jak co dzień z tą różnicą
że mam przy swojej taśmie „handlarzy”. A ich wizyta oznacza
jedno: gruuuubą kasę. Regulują rachunek gotówką i zawsze jest
trochę „papierkowej” roboty, która idzie w tysiące. Liczę
kilka tysięcy ręcznie, kilkukrotnie, dokładnie. Przygląda mi się
następny klient. Gdy przychodzi jego kolej rzuca, zapewne w
przypływie uznania :
- Widać że pracuje pani od dawna
na kasie. Fachowo liczy pani pieniądze.
- Oj tam oj tam – Martusia nie
zastanawia się nad odpowiedzią – To nie praca na kasie, tylko że pracowałam w kasynie i dryg mi został. Upodobanie do pokera
również...
Pan zaskoczony nie podjął tematu. Nie
wyprowadzałam z błędu: nie pracowałam w kasynie jedynie bywałam.
Ale poker w krwi został.
Znowu dzień jak co dzień tyle że dla
odmiany dyżur na monopolu. Pan kupuje Lubelską smakową.
- Dwie takie same...
- Oj chyba nie do końca. Widzę dwa
różne smaki:Lubelska Limonka Egzotyczna i Limonka Świeża...
- A jaka to różnica? - niebotycznie zdziwiony klient pyta.
I znowu nie myśląc wiele:
- Limonka Świeża wali Ludwikiem a
Egzotyczna Purem z cytryną...
Dzisiejszy dzień mimo zwyczajowego
pierdolnika na okoliczność gazetki też był rozrywkowy.
Przy kolejnej parze klientów -
zwyczajowo otwieram opakowanie jajek ( taka procedura ) a pan klient
z niewielkim zniecierpliwieniem pyta bezpośrednio:
- Dlaczego zagląda pani do moich
jajek??
Martusia długim, pustym spojrzeniem
mierzy pana klienta i odpyszcza:
- Do tej pory nikt się nie
skarżył...
Pan klient się rumieni a pani klientka
kwiczy ze śmiechu...
Oj mam ci ja talent. Mam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz