Etykiety

wtorek, 2 lutego 2016

Trudne przyjemności...

Następny odcinek horroru detalicznego czyli dreszczowca z istotnymi elementami autopromocji w odcinkach. Tym razem będzie to czczenie alternatywnych metod wychowawczych.
Brzmi niewiarygodnie? Szczególnie wobec znanej powszechnie mojej opinii o zawodności metod wychowawczych w polskim systemie edukacyjnym ( dosłownie: ”W Twoim wypadku system szkolnictwa zawiódł...” czyli proste „Jesteś idiotą” ) ?
No i pora na małą grę wstępną.
Odsłona pierwsza.
Wprowadzenie w temat skostniałych po latach ciągotach.
Wiem że i tak nie wszyscy w to uwierzą ale mam w swoim życiu epizod nauczycielski. Nie mam na myśli szkoły. Nie mówię o gorącym romansie z nauczycielem. Mówię o etacie nauczycielskim. Brzmi przerażająco? Dla tych co mają dzieci – NA PEWNO! Sama wizja że Martusia kształtuje młode, wrażliwe umysły na swój pokręcony wzór może przerażać!
Ale spokojnie. Epizod w pokoju nauczycielskim trwał jeden niezwykły rok i polegał głównie na niezniechęcaniu młodzieży do wybranego zawodu ( i tak uważali mnie za oszołoma pierwszej wody bo twierdziłam że pracowałam w zawodzie nie dla kasy tylko z przyjemności...) i chlaniu po barach z moimi „uczniami”. Nie miałam okazji skazić całego pokolenia. Szkoda.
Odsłona druga.
Każdy z doświadczeniem handlowym ( nieważne czy hurt czy detal ) ma swój ulubiony typ klientów. Kryteria są różne; albo chodzi o takich z którymi pracuje się przyjemnie, albo tych których po prostu łatwo nakręcić na kupno. Zależy od gustu. Moi ulubieni klienci zazwyczaj kończą jako moi bliscy znajomi, lub nawet przyjaciele. Rekord pobiłam gdy na wieczorze panieńskim mojej znajomej spaliłam, PRZYPADKOWO i nie sama!! jej firanki ( nie wiedziałyśmy że powinno się palić papierosów w pobliżu rumu...) A ona była najpierw moją klientką...
Ale jest i ciemna strona handlu. Klienci z którymi pracuje się ciężko, nieprzyjemnie i … proszę wstawić dowolne pasujące do własnej opinii określenia. Ja ograniczę się do stwierdzenia że moja mantra „ jakiś mnie Panie Boże stworzył takim mnie miej...” może być dla młodszych lub mniej odpornych psychicznie, niewystarczająca...
Akcja właściwa.
Moim „ulubionym” sortem klientów są menele i podobnej maści śmierdziele. Wiem że to niehumanitarne i nieetyczne. Ale co ja na to poradzę??! Mam czuły węch i działającą wyobraźnię!!
Upodobanie do „miśków” zapewne narodziło się z czasów warszawskiego TC i woniejących „klientów” na miejscówkach wzdłuż balustrad...Zapewne kilku rezydentów naszego cafe i kanap we Wrocławiu też przyczyniło się do zbudowania pomiędzy mną a takimi „klientami” mostu przyjaźni. Teraz Kauschwitz i dyżury na monopolu rozwiną niewątpliwie tą więź mocno.
Najmocniej przekonuję się o tym na kasie 9 i 3/4...Uwielbiam ten zapaszek ludzkiego brudu, niepranych, zapoconych lub zapleśniałych ubrań, okraszonych wtartą w strategicznych miejscach kroplą czy dwoma l'eux de mocz lub chanel no13 dla zaniedbanych pań „the cat”. Do tego bukietu dorzucę czarowną nutę wczorajszej imprezy i desperackiej potrzeby klina. A!!! I mój ulubiony : zapach dymu z ogniska...
Zazwyczaj staram się zachować kamienną twarz Indianina i absolutny spokój jak wyczuwam, słyszę czy widzę takich „klientów” Ale jak przychodzą z butelkami do kasy 9 i 3/4 czasami nie jestem sobą. Nie jestem uprzejma. Nie jestem miła. Nie uśmiecham się. Chcą oddać butelki? Dobrze. Ale to nie znaczy że mam skakać koło nich. Mają robić to co ja chcę więc : „zapraszam do kolejki” z zimnym uśmiechem żeby sprawiło mi to przyjemność ( procedury: pierwszeństwo z prawej strony czyli nie pracuję w stereo...) „ proszę czekać aż rozładuję kolejkę..”, „nie jest pan w niczym lepszy od reszty klientów, więc czeka pan na swoją kolej..” 
Uwielbiam ten słabo maskowany grymas niezadowolenia i pełne wyrzutu „ale pani kierowniczko!”
"P r o s z ę    m n i e  n i e o b r a ż a ć  i   s t a n ą ć  w   k o l e j c e..." sprawia mi zajebistą radochę :)
Gwoźdź programu.
Grudzień. Mroźny dzień. Śnieg na ulicach, mróz kilkanaście stopni. Wieczorny dyżur na monopolu, czyli normalna dawka rozrywki. Późno. Nie ma dużo ludzi, 2-3 osoby czeka przy taśmie. Akurat spojrzałam w kierunku wejścia i widzę że wchodzi do sklepu dwóch mocno zmarzniętych najlepszych reprezentantów mojego ulubionego gatunku homo jaboliensis. Patrzą kto jest przy kasie. Słyszę:
 - No nie!!Dziś znowu ta krowa!!
I zawijają na pięcie – wychodzą.

Przyznaję: duma z własnych zdolności pedagogicznych rozpiera mnie za każdym razem jak idę na monopol.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz