Następny
odcinek horroru detalicznego czyli dreszczowca z istotnymi elementami
autopromocji w odcinkach. Tym razem będzie to
czczenie alternatywnych metod wychowawczych.
Brzmi
niewiarygodnie? Szczególnie wobec znanej powszechnie mojej opinii o
zawodności metod wychowawczych w polskim systemie edukacyjnym (
dosłownie: ”W Twoim wypadku system szkolnictwa zawiódł...”
czyli proste „Jesteś idiotą” ) ?
No
i pora na małą grę wstępną.
Odsłona
pierwsza.
Wprowadzenie
w temat skostniałych po latach ciągotach.
Wiem
że i tak nie wszyscy w to uwierzą ale mam w swoim życiu epizod
nauczycielski. Nie mam na myśli szkoły. Nie mówię o gorącym
romansie z nauczycielem. Mówię o etacie nauczycielskim. Brzmi
przerażająco? Dla tych co mają dzieci – NA PEWNO! Sama wizja
że Martusia kształtuje młode, wrażliwe umysły na swój pokręcony
wzór może przerażać!
Ale
spokojnie. Epizod w pokoju nauczycielskim trwał jeden niezwykły rok
i polegał głównie na niezniechęcaniu młodzieży do wybranego
zawodu ( i tak uważali mnie za oszołoma pierwszej wody bo
twierdziłam że pracowałam w zawodzie nie dla kasy tylko z
przyjemności...) i chlaniu po barach z moimi „uczniami”. Nie
miałam okazji skazić całego pokolenia. Szkoda.
Odsłona
druga.
Każdy
z doświadczeniem handlowym ( nieważne czy hurt czy detal ) ma swój
ulubiony typ klientów. Kryteria są różne; albo chodzi o takich z
którymi pracuje się przyjemnie, albo tych których po prostu łatwo
nakręcić na kupno. Zależy od gustu. Moi ulubieni klienci zazwyczaj
kończą jako moi bliscy znajomi, lub nawet przyjaciele. Rekord
pobiłam gdy na wieczorze panieńskim mojej znajomej spaliłam,
PRZYPADKOWO i nie sama!! jej firanki ( nie wiedziałyśmy że powinno
się palić papierosów w pobliżu rumu...) A ona była najpierw moją
klientką...
Ale
jest i ciemna strona handlu. Klienci z którymi pracuje się ciężko,
nieprzyjemnie i … proszę wstawić dowolne pasujące do własnej
opinii określenia. Ja ograniczę się do stwierdzenia że moja
mantra „ jakiś mnie Panie Boże stworzył takim mnie miej...”
może być dla młodszych lub mniej odpornych psychicznie,
niewystarczająca...
Akcja właściwa.
Moim
„ulubionym” sortem klientów są menele i podobnej maści
śmierdziele. Wiem że to niehumanitarne i nieetyczne. Ale co ja na
to poradzę??! Mam czuły węch i działającą wyobraźnię!!
Upodobanie
do „miśków” zapewne narodziło się z czasów warszawskiego TC
i woniejących „klientów” na miejscówkach wzdłuż
balustrad...Zapewne kilku rezydentów naszego cafe i kanap we
Wrocławiu też przyczyniło się do zbudowania pomiędzy mną a
takimi „klientami” mostu przyjaźni. Teraz Kauschwitz i dyżury
na monopolu rozwiną niewątpliwie tą więź mocno.
Najmocniej
przekonuję się o tym na kasie 9 i 3/4...Uwielbiam ten zapaszek
ludzkiego brudu, niepranych, zapoconych lub zapleśniałych ubrań,
okraszonych wtartą w strategicznych miejscach kroplą czy dwoma
l'eux de mocz lub chanel no13 dla zaniedbanych pań „the cat”. Do
tego bukietu dorzucę czarowną nutę wczorajszej imprezy i
desperackiej potrzeby klina. A!!! I mój ulubiony : zapach dymu z
ogniska...
Zazwyczaj
staram się zachować kamienną twarz Indianina i absolutny spokój
jak wyczuwam, słyszę czy widzę takich „klientów” Ale jak
przychodzą z butelkami do kasy 9 i 3/4 czasami nie jestem sobą. Nie
jestem uprzejma. Nie jestem miła. Nie uśmiecham się. Chcą oddać
butelki? Dobrze. Ale to nie znaczy że mam skakać koło nich. Mają
robić to co ja chcę więc : „zapraszam do kolejki” z zimnym
uśmiechem żeby sprawiło mi to przyjemność ( procedury:
pierwszeństwo z prawej strony czyli nie pracuję w stereo...) „
proszę czekać aż rozładuję kolejkę..”, „nie jest pan w
niczym lepszy od reszty klientów, więc czeka pan na swoją kolej..”
Uwielbiam ten słabo maskowany grymas niezadowolenia i pełne wyrzutu
„ale pani kierowniczko!”
"P
r o s z ę m n i e n i e o b r a ż a ć i s t a n ą ć w k
o l e j c e..." sprawia mi zajebistą radochę :)
Gwoźdź programu.
Grudzień.
Mroźny dzień. Śnieg na ulicach, mróz kilkanaście stopni.
Wieczorny dyżur na monopolu, czyli normalna dawka rozrywki. Późno.
Nie ma dużo ludzi, 2-3 osoby czeka przy taśmie. Akurat spojrzałam w kierunku wejścia i widzę że wchodzi do sklepu dwóch mocno
zmarzniętych najlepszych reprezentantów mojego ulubionego gatunku
homo jaboliensis. Patrzą kto jest przy kasie. Słyszę:
-
No nie!!Dziś znowu ta krowa!!
I
zawijają na pięcie – wychodzą.
Przyznaję:
duma z własnych zdolności pedagogicznych rozpiera mnie za każdym
razem jak idę na monopol.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz